image
2022-06-18 11:30:40
Top Gun: Maverick - Talk to me Goosse
Jeden z najlepszych filmów akcji w historii kinematografii doczekał się swojej kontynuacji. Kapitan Pete Mitchel ponownie gości na ekranach kin i jest to wizyta, którą wszyscy powinni zobaczyć, szczególnie podczas kinowego seansu.

Istnieją arcydzieła filmowe, które nigdy nie powinny doczekać się kontynuacji. Ich realizacja najczęściej powodowana jest zwykłą chęcią zysku, wykorzystując sentymentalnego widza, który widząc znany tytuł, często będący filmem z dzieciństwa, łączy go z dobrymi wspomnieniami.

Trend "kontynuacji po latach" odświeżania starych schematów, czy też łączenie ich w jedno jest bardzo silny w kinematografii. W czasach rosnących kosztów nowych produkcji filmowych producenci wolą nie ryzykować i stawiają na produkcje znane już odbiorcom. Wykreowanie nowego uniwersum to zawsze jest wielką niewiadoma, a nie każdy film staje się hitem kinowym.

Na szczęście przy realizacji Topgun: Maverick udział brali ludzie, którzy kochają to co robią. Czuć to w każdej minucie filmu. Od pierwszych sekund, gdy zaczynają rozbrzmiewać takty znanego nam "hymnu" z pierwszej części filmu, zaczyna się sentymentalna karuzela przeplatana nowymi akcentami. Trzyminutowa sekwencja filmu obrazująca typową pracę załogi i pilotów amerykańskiego lotniskowca zaprasza nas w znane nam progi domu do, którego wracamy po latach. Tom Cruize na motorze bez kasku, w kurtce lotniczej ścigający się z startującym myśliwcem, jest żywcem wyciągnięty z film Topgun. Do tego dochodzą znane nam utwory oraz retrospekcje z pierwszej części, powracający bohaterowie, te same przerywniki fabularne i wiele innych podobnych figur.

O dziwo wszystko to pasuje do siebie, tworząc bardzo dobry film akcji w starym dobrym stylu, przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. W tym filmie super bohaterowie nie mają peleryn tylko samoloty F/A-18 Super Hornet, walczą nie na pięści ale używając swoich umiejętności, inteligencji i wiary w siebie. Są ludźmi z krwi i kości, którzy mają swoje słabości, a jednocześnie są w typowo amerykańskim stylu - niepokonani.

Obsada aktorska jest bardzo dobrze dobrana. Jennifer Connelly, Miles Teller, Jon Hamm wraz z oczywistym Tomem Cruizem dźwigają ciężar aktorski całego filmu. Tak naprawdę reszta aktorów tworzy tylko dobre tło aktorskie dla tej czwórki i mogła by zostać wymieniona na dowolnie dobranych aktorów. 

Na koniec najważniejsze - montaż i zdjęcia. Najlepszą z decyzji jaka mogła zostać podjęta to wyeliminowanie CGI z sekwencji akrobacji lotniczych z udziałem samolotów F/A-18 Super Hornet. Filmowcy mieli dostęp do tego typu maszyn przez cały czas kręcenia filmu, co było widać na ekranie. Momenty z udziałem tych maszyn można porównać jedynie do ujęć pościgów samochodowych z Robertem De Niro i Jeanem Reno z filmu Ronin. Czuć tą zawrotną prędkość oraz widać skutki przeciążeń na twarzach aktorów. To jest coś czego nawet najlepszy aktor nie jest w stanie zagrać, bo wymaga to określonych warunków podczas pracy kamery. Tu nie wystarczy się wychylać podczas udawanego ciasnego zakrętu. Każdy kto choć raz widział prawdziwy materiał kręcony podczas lotu akrobacyjnego myśliwcem wie, że piloci się nie wychylają tylko są wciskanie w fotele. IMHO - murowany kandydat do Oscara w kategorii zdjęcia i bardzo silny w kategorii montaż.

Podsumowując to wszystko można powiedzieć, że nie wszyscy w Hollywood zapomnieli jak tworzy się prawdziwe kino akcji, takie po którym widz nie jest skłonny do refleksji ale jednocześnie skłonny jest obejrzeć ten film jeszcze raz.

::: Pozostałe w tej kategorii :::